"Kto nie ma odwagi do marzeń, nie będzie miał siły do walki"
~
André Malraux
~ Yukari
W końcu byliśmy na miejscu. Podróż
minęła nam stosunkowo szybko mimo tego jakie przeszkody stawały
nam na drodze. Jakbym wiedziała wcześniej jak to będzie
przebiegało to bym zdecydowanie się wycofała. Gdybym jakoś
udawała to by mnie z sali szpitalnej nie zabierali i mogłabym dalej
odpoczywać, ale nie... mimo wszystko trzymałam się rozkazu choć
nie chciałam tu być z innych powodów. Po sprawdzeniu terenu
podeszłam do grupki ustawionej dookoła maski samochodu. Ustalaliśmy
plan działania... bo przecież podczas jazdy nie można było tego
robić... lepiej było się wykłócać i uważać, że ktoś ze sobą
spał albo się bardzo mocno kocha... no bo przecież tak się
zachowują żołnierze na poważnych stanowiskach.
- Chcąc nie chcąc musimy się podzielić. Tym razem będziemy mieli siebie w zasięgu wzroku – Guren próbował przekazać im to co miał w głowie – Shinya, Yoichi wiecie co macie robić prawda?
- Wdrapiemy się na drzewa, nie ma tutaj lepszego miejsca strategicznego z tego co zauważyłem – rzekł ze spokojem – Albo schowamy się za tamtym rozwalonym budynkiem – wskazał ręką o który mniej więcej chodzi – Gdybyśmy się tam ustawili nie byłoby zle.
- Yoichi jakieś pytania? - zerknął na niego – Pajac dobrze kombinuje dzisiaj – widząc jak czapeczka kręci głową uznał iż tą sprawę mają dogadaną – Shinoa bierz Yuu, będziecie stali od strony lewej i czekali na znak do ataku.
- Jasna sprawa! - wykrzyknęła radośnie zakładając rękę na szyje szeregowego – Będziemy się razem dobrze bawić!
- Guren... ona jest niebezpieczna... - Yuu wcale nie był zadowolony z przydziału – Mam zginąć za nim dojdzie do walki? - się próbował uwolnić lecz za mocno go trzymała,, prawie dusiła wręcz.
- Taki jest plan – wzruszył ramionami – Kimizuki, Mitsuba Wasza jest prawa strona – uśmiechnął się widząc zgodę, nareszcie nikt nie robił problemów – Yuka... - nawet nie dokończył.
- Złapmy go już... nawet mi nie musisz mówić jak on się nazywa. I tak więcej na oczy go nie zobaczę.
Machnęłam ręką na to wszystko i nie
czekałam na dalsze instrukcje. Odeszłam od nich za nim ktokolwiek
zdołał coś jeszcze powiedzieć. Byłam jakimś psem na smyczy?
Kureto mógł mu kazać trzymać mnie pod ręką... doskonale dałabym
radę bez niego przy sobie. Równie dobrze mogłabym sama atakować...
Usiadłam niedaleko całego zgromadzenia i patrzyłam przed siebie,
na wszelki wypadek. Kto wie czy wampiry jakieś nas nie wyhaczyły
tutaj. Wyprostowałam nogi, dam im jeszcze troszkę odpocząć za nim
wyruszymy. Za sobą słyszałam krzyki, Yuu znów się wydzierał, a
do niego doszła Mitsuba. Niech robią tak dalej... jeszcze troszkę
i przyciągnął wampiry wraz z arystokracją. Zamknęłam oczy
dosłownie na moment, usłyszałam głos... otworzyłam je i tym
razem starałam się na tą osobe nie patrzeć.
- Yuka nie będzie powrótki z rozrywki – podpułkownik stanął obok niej – Wrócimy wszyscy cali i zdrowi do bazy.
- Powiesz mi dlaczego ciągniesz mnie za sobą? - skoro pierwszy podszedł... - Mogłabym wspomóc kogokolwiek innego swoją klątwą. Wcale nie muszę wspomagać Twojej...
- Jesteś mi potrzebna – odwrócił się – Bez Ciebie nie poradzimy sobie tak jak byśmy chcieli – odszedł ledwie kończąc zdanie.
Westchnęłam cicho, irytował mnie
jeszcze bardziej... podniosłam się sama z miejsca. Najwyższa pora
iść i skopać dupsko wampirom. Z Guren'em przy boku czy bez niego
powinnam dać radę. Z nim poważnie porozmawiam po powrocie do bazy.
Jak ucichnie i góra zajmne się nowym obiektem.
~ Mika
Byłem ciekawy jak długo wampiry są
wcale milczeć idąc. Od momentu padnięcia decyzji o wyruszeniu, bez
statków by nie zwracać na siebie uwagi żaden z nich się nie
odezwał. Lepiej dla mnie, nie musiałem bez potrzeby zabierać głos
w jakieś sprawie. Crowley prowadził, obok niego szła ta cała
Shirai. Rene rozpaczał nad swoimi włosami w jakiś wyjątkowo cichy
sposób. Natomiast Lacus i Hikari szli na szarym końcu, musieli tam
iść. Ona za swoje zachowanie, a on za to że ją złapał. Prze
dziwne zasady tutaj panują...
- Wyznaczony przez Krul zostałem przynętą na ludzką organizacje – szlachcicowi nic nie było wstanie zedrzeć uśmieszku – Shirai i Hikari idziecie ze mną. Reszta kieruje się na wschód. Tam powinien czekać Ferid. Od niego dostaniecie kolejne zadania.
Spojrzałem tylko na jednego i
drugiego... to będzie bardzo fajna wyprawa. Chciałem się wepchnąć
do walki, ludzie na pewno wiedzą gdzie znajdę Yuu. Byliby wstanie
wskazać do niego drogę. Obecnie nie mogłem się wychylać, zle
obliczyłem zapas krwi i może mi nie wystarczyć zważywszy na
podniesienie ciśnienia przez wykłócanie się o miejsce. Dziewczyny
mają o wiele gorzej, one ze sobą nie przepadają i muszą
współpracować. Jakoś mi się to specjalnie nie widzi.
- Pomoże mi w sprawie moich włosów – Rene był wręcz prze szczęśliwy móc iść z nimi – Nie wiem czy one zaczeły mi wypadać czy nie.
- Jeżeli zauważysz ich więcej iż zawsze to tak – Lacus nie wiedział co mówi, bez wahania pociągnął go we właściwą stronę – Lord Ferid na nas czeka.
Za dużo czasu z nimi spędziłem,
ślepo wykonują rozkazy chociaż ten teraz poza odwiedzinami u
szalonego Ferida nie był taki zły... ludzi jeszcze uda mi się
dopaść, a oni i tak daleko nie uciekną. Znając ich... właściwie
to ja jeszcze jestem jednym z nich... chyba... całkowicie wampirem
się nie stalem. Nie mogłem się nim stać, piłem jedynie krew
mojej stworzycielki... właśnie...
- Mika bo Cie zostawimy!
Otrząsnąłem się dopiero po chwili.
Nie wiem kim tak naprawdę jestem... szedłem za nimi wolnym krokiem
zastanawiając się po raz kolejny dlaczego padło na moją osobę.
Nie miałem takich zdolności jak Hikari by ich uciszyć. Shirai sama
w sobie też doskonale sobie z tym radziła. Nie chciałem zawierać
żadnych znajomości z nimi, nie mogłem... na jakiś czas, w ramach
obrony powinienem wziąć którąś na swoją stronę. Pytanie tylko
która będzie chciała.
- Mało ludzi musiało wyjść. Normalnie większą grupą by szli im naprzeciw. Tak jak wtedy. Pamiętasz Rene jak braliśmy udział w batalii? - uśmiechnął się – Tak to dopiero się działa jadka. Przydałaby się powtórka kiedyś.
- Idzie szlachcic. Tyle im wystarczy by pokonać ludzi – szedł najbardziej wysunięty do przodu – Nas może rzucą na inną strone. Nie wiadomo ile frontów zostało otwartych tym razem.
- Oby jak najwięcej. Brakuje mi walk z nimi. Ta chwilowa groza o własne życie... jakby jeszcze potrafili nam je odebrać – zaśmial się.
- Uważaj bo jeszcze tracisz głowę – odwzajemnił jego śmiech – Będziesz bez niej biegał wszędzie. Albo ją trzymał w rękach i biegał.
- Kto będzie to będzie. Jeszcze się przekonasz o potędze biegania bez głowy a raczej z głową pod pachą.
Cieszyłem się w duchu że gadają o
takich głupotach a nie po raz kolejny o włosowych sprawach. Lepsze
to niż wysłuchiwanie na temat klątwy. Jakby nikt tego na pamięć
jeszcze nie znał.
~ Shinya
Zapakowałem się z Yoichim na swoje
miejsca. Próbowałem rozmawiać z Guren'em. Prawie by mi się udało
gdyby nie to iż musieliśmy się rozejść. Na poważnie wziął
odpowiedzialność czy chciał się wybielić po tym co zrobił? I
tak nic go nie uratuje jak się braciszek Kureto dowie... sam
osobiście nic nie powiem. Sam może się wygadać bo Yuka ze swoją
pamięcią może o tym zapomnieć o ile nie było to na tyle silne
przeżycie iż zapadnie jej w głowie. Siedziałem z karabinem na
kolanach, musiałem siedzieć. Najgorsza z możliwych pozycji lecz
bez niej nie miałbym jak oddać szczału celnego, a przynajmniej
będę się starał być celny. Obejrzałem go z każdej strony i
kątem oka zerknąłem na towarzysza.
- Yoichi czapka do góry. My tylko musimy go wypłoszyć – starałem się go uspokoić – Musimy oddać dwa szczały na tyle celne by nie zdjąć z pola walki naszych – musieli stać przed nami... będzie ciężko ich ominąć.
- Panie Shinya jestem spokojny – myślał pozytywnie o całej misji – Nie mogę w nich trafić i tyle mi potrzeba. Dwa szczały, a potem co?
- Próbujemy im pomóc. Musimy ich osłaniać choćby nie wiadomo co – łatwiej mówić niż zrobić, wiedziałem o tym aż za dobrze – Środek jest najbardziej narażony na obrażenia i dlatego są dwie grupy uderzeniowe z boku i jedna za nimi.
- Dlatego Podpułkownik poszedł na środek? - zaczynał rozumieć jak to wygląda – Jest z nas najsilniejszy.
- Kłóciłbym się z tym – posłalem mu uśmiech, udawany uśmiech.
Po dziś dzień pamiętam jak
pozyskaliśmy nasze bronie, jak to wszystko wyglądało. Guren wcale
do najsilniejszych nie należy. Owszem jego ostrze jest niebezpieczne
i sieje duże zniszczenie lecz zdarzają się silniejsi. Przez to nie
byłem pewny czy dobrze robimy. Jednej stronie powinie się noga i po
nas. Doslownie będzie po nas.
- Yoichi szykuj się.
Prawie krzyknąłem widząc znak od
nich. Dobyłem karabinu i wstałem. Nie mogłem siedzieć i próbować
strzelać. Nie wyszło by mi z tego nic a nic. Trzymałem pewnie broń
celując w najbezpieczniejsze miejsce dla nich, oczekiwałem na drugi
sygnał tak jak mój czapeczkowy przyjaciel. Pluszowy tost siedział
bezpiecznie w kieszeni i nie myślał o wychylaniu się. Grzeczny,
był bardzo grzeczny.
- Byakku proszę nie traf ich...
Nie wiem co by z nich zostało z tak
bliskiej odległości. Nic dobrego znając moje życie i mojego
pecha. Po oddaniu strzału czekaliśmy aż kurz opadnie na ziemie.
Trwało to o wiele za długo, zrobiłem kroki do przodu... widząc co
się dzieje... nie mogłem tak po prostu stać. Wziąłem z powrotem
Byaku i szukałem kolejnego miejsca.
- Pomóz mi ich ochraniać!
Tym razem krzyknąłem, sytuacja nam
się spod kontroli wymigiwała a mimo to ponoć mieliśmy tak
doskonały plan działania. Zależało mi aby ich obronić i żadna
krzywda się nikomu nie stała... tylko że my byliśmy na przegranej
pozycji za każdym razem krzyżując ostrza z wampirami.
- Idziemy do nich!
Nie... nie będę tak stał i strzelał
na oślep! Może z jeszcze bliższej odległości się na coś
przydamy.
~ Hikari
Zabicie Shirai byłoby nierozsądne z
mojej strony, jeszcze przy niej Panie bym ją tknęła! Albo by mi
coś zrobił albo olał i znalazł kolejną na miejsce szmaty. Mógł
ją trzymać tylko z powodu tego jak łatwo ona się daje. Posiada
wianuszek wampirzyc lecz wiadomo taka co zawsze da jest najlepsza.
Podczas walki chciałam pokazać się od jak najlepszej strony. Idąc
z mieczem w dłoni cicho zaklnełam omijając demoniczny atak.
Musieli być na nas bardzo dobrze przygotowani. Obserwowałam co
robią moi towarzysze i w sumie jak tak dalej pójdzie wcale nie
będziemy musieli się męczyć z nimi. Żeby nie zabierać im zabawy
walczyłam niezbyt poważnie z dwójką ludzi, zaatakowali nas z
boku... i oni myśleli, że dadzą nam wampirom radę? Są zbyt
śmieszni, naprawdę.
- Jeszcze się nie zmęczyłeś – odezwał się Crowley odpierając atak – Wytrzymała sztuka mi się trafiła – po odbiciu jednego ataku musiał odeprzeć również drugi – Shirai zajmuj się swoją dwójką dam radę.
- Nie bądz taki pewny wampirze – Guren nie dawał za wygraną i na zmianę ze swoją towarzyszką starał się cokolwiek zrobić.
Zerknęłam z ciekawości w kierunku
tej kretynki, stała obok nieprzytomnych żołnierzy. No tak miała
ich dwójkę to nie musiała za dużo robić żeby się ich pozbyć.
Poszłam w jej ślady, mimo iż stawali niewyobrażalny opór to w
momencie padnięcia dziewczyny, blondynki. Padła druga towarzysząca
jej osoba. Byli tak beznadziejni... gorzej się normalnie nie da być
bezużytecznym.
- Tamci do nas strzelają – wskazałam na dwójkę która dziwnym trafem się do nas zbliżała – Możemy wykorzystac ich jako zabawkę.
- Po raz pierwszy się z Toba idiotko zgadzam – z uśmiechem szerszym niż normalnie zamachnęła się mieczem – Pan niech się zabawi z nimi sam. Tak jak powiedział. Daje sobie radę doskonale.
- Otóż to – tymczasowo mogłam przymknąć na nią oko, chodziło o dobrą zabawę.
Na zmianę odbijałyśmy ataki
tamtych. Niech atakują ile chcą, my i tak nie damy im za blisko
podejść. Mało tego! Nie dadzą rady się przez nas przebić do
swoich znajomych? Przyjaciół? Nie wiem jakie relacje mogły ich
łączyć. Normalnie byśmy ich pozabijali... jednakże plan był
inny. Lord podczas drogi mówił nam go parokrotnie choć chyba
Shirai wiedziała o nim wcześniej bo nic a nic nie słuchała.
- Będziemy musiały zwolnić. Motywacja im spadnie i przestaną atakować – westchnęłam z nudów, tak mogło być i to całkiem niedługo – Jeszcze polecą po posiłki.
- My już powoli kończymy – wymachiwała mieczem na oślep, zbytnio się do tego nie chciała przykładać.
- Zdążymy wrócić za nim Mika i reszta dojdą do Lorda – ledwo powstrzymałam śmiech, nie wypadało się z nich śmiać. Oni nieświadomi byli tego wszystkiego.
- Muszą być piersi, transporter ma być niedaleko. My tylko na to czekamy obecnie.
Czyli jednak wiedziała więcej ode
mnie. Tego już nie mówił i mógł zataić specjalnie na wypadek
gdyby coś poszło nie tak. Oczywiście było to niemożliwe. Wampiry
miałyby przegrać od tak? Nie jesteśmy tak słabe jak to bydło.
Niektóre się próbuje przebić wyzej niż powinno przez co tracą
życie. Zabawiałyśmy się dalej dopóki Shirai się nie zatrzymała,
zdziwiłam się jej reakcją.
- Co Ty stoisz jak kołek w ziemi? - zrozumieć ją czasem było niebywałe trudne.
- Panie Crowley! - krzyknęła – Leć do niego! Ja powstrzymam tamtych!
~ Yukari
Jakby nie patrząc byliśmy w dupie. Za
nim plan zaczął działać większa część grupy leżała...
Shinya i Yoichi nie mogli się przebić, a nam pozostała walka ze
szlachcicem z której nie mieliśmy jak się wycofać. Był
zjawiskowo silny... ktoś widocznie opuścił zmianke o tym albo
specjalnie nas władował w takie bagno! Oddychając ciężej
patrzyłam na niego, co jakiś czas zerkałam na Gurena by pilnować
tego jak on się czuje. Jeżeli któreś z nas padnie to koniec.
Otarłam krew z na nowo otworzonej rany.. powiększonej rany na
policzku.
- Guren proszę o pozwolenie... - trzymałam dloń na rękojeści drugiej katany – Bez tego nie damy rady i Ty o tym doskonale wiesz...
- Uważaj na siebie – odpowiedział krótko i poleciał by ponownie zaatakować.
Czyli powiedział tak. Mogłam się
tego spodziewać. Jego słowa? Broi swojej dupy... nic innego nie
potrafi. Wyciągnęłam katanę, była czyściutka, lśniła jak
nowa. Musiałam dać z siebie wszystko za nim zdołali nas zabić.
Shinoa i reszta wyglądali na nieprzytomnych... poczekałam aż się
odsunie, uderzenie w niego... zabiłabym podpułkownika... lekko
przymknęłam powieki, ból głowy musiał teraz przyjść... widząc
jak upada nie mogłam dłużej czekać. Rzuciłam się na wampira z
całą mocą. Nasze ostrza spotkały się ze sobą, odepchnęło nas
od siebie. Nie czekając na zaproszenie rzuciłam się ponownie. Tym
razem przyparłam nieco go do obrony. Był malutki kroczek.
Przytrzymując jego miecz jedną kataną drugą chciałam wykonać
ruch lecz on wtedy wytrącił mi pierwszą z dłoni i korzystając z
chwilowego rozkojarzenia chwycił mnie za gardło. Brak powietrza
zmusił mnie bym odrzuciła broń.
- Koniec zabawy ludziki – cieszył się ze swojej wyższości – Idziesz ze mną maleńka – zacisnął mocnej palce na szyi dziewczyny – Pożegnaj się z nimi.
Guren opierając się na katanie starał
się wstać i powstrzymać szlachcica. Słuch miał jeszcze bardzo
dobry, tak samo jak wzrok. Wiedział że strzelcy na nic się
zdziałają teraz. Ostatkami sił podniósł się, wypluł krew.
- Prosisz się o śmierć wampirze! - poderwał, a raczej zamierzał poderwać się do ataku.
Z samego tyłu Crowley został
trafiony, wypuścił na wpół przytomną dziewczynę. Zgiął się
chwilowo w pól. Czarnowłosa biegła w ich stronę, miała na sobie
mundur Armii i wydawała się wiedzieć z kim walczą. Była mniej
więcej w połowie drogi, trzymała przy sobie swoją broń.
Planowała kolejny atak. Podnosiła ostrze do góry by chwile pózniej
mieć je zablokowane. Szok jaki przeżyła nie był możliwy do
opisania, nikt nie miał prawa jej przeszkodzić. Rozpoznała mundur,
włosy...
- Skąd.... skąd? - powtarzała odsuwając się do tyłu – Ciebie tu nie było... - rozejrzała się na boki, grupa wampirów, wielka grupa czekała na atak.
- Wykonujemy rozkazy – Ferid uśmiechnął się nikle – Rene zapakuj tą dziewczynę do środka. Reszte zostawcie. Nie są nam do niczego potrzebni – odwrócił się by przyjrzeć się dowódcy – Znów się spotykamy.
Crowley zdołał się sam pozbierać.
Shirai jak tylko została zwolniona z obrony podbiegła mu pomóc.
Wampiry zniknęły tak szybko jak się pojawiły, nie pozostawiły po
sobie żadnych śladów prócz pozostałości Armii. Osiągneli to co
zamierzali. Nikt im nie może zarzucić przegranej. Oni dopiero
zaczynali swoją gre, mieli w planach o wiele więcej do zrobienia.
Wiedzieli dokładnie czego oczekują po swoich planach i jak je
wykonać. Jeden punkt mieli za sobą, z małymi problemami ale liczył
się fakt wygrania pierwszej bitwy. Na pewno nie ostatniej.
~ Mika
Wraz z Lacus'em pilnowaliśmy
transportera po tym jak wampiry wyszły. Teraz miałbym okazje wyjść
z nimi. Mogłem tylko... fiolki z krwią się skończyły, wątpiłem
w swoją samokontrole po tym co się stało ostatnio. Przez Hikari
nie mogłem się uspokoić na tyle by móc wyruszyć na front. Miałem
na tyle szczęścia i siedziałem z tym spokojniejszym... dużo gadał
owszem. Na temat włosów nie także byłem uratowany. Pierwszy do
środka wszedł Ferid z przewieszoną ludzką kobietą na ramieniu,
zakładniczka? Po coś robili tą całą farsę. Oberwowałem jak
zapina ją w przygotowane łańcuchy. Mówil coś o swej posiadłości
poza murami miasta. Tam raczej będzie chciał się nią zająć.
Crowley wraz z Shirai weszli pózniej. Dojrzałem ranę na ciele
szlachcica. Trudno nie było, biel od razu zabarwiła się
szkarłatem. Kobieta była wyjątkowo przejęta. Rene i Hikari weszli
z innymi wampirami. Drzwi się momentalnie za nimi zamknęły, a my
wyruszyliśmy. Miałem z tyłu głowy wrażenie, że jakbym poszedł
skończyłoby się inaczej. To wrażenie długo mnie nie opuści.
- Wyliżesz się z tego – Ferid poklepał przyjaciela po ramieniu – Mogłeś zawsze dostać w dupę. Bok nie jest złym miejscem.
- Miałem mieć ochronę z każdej strony – odczuwał nieco bólu, demoniczna broń nie była zwykła. Wyrządzała im wielką krzywdę.
- Miałeś miałeś – tanecznym krokiem przeniósł się do Shirai – Panienka coś mi powie na ten temat? - pogładził jej policzek – Panienka od ochrony zawiodła?
- To Hikari miała pilnować tyły Lorda – patrzyła wampirowi prosto w oczy – Miała się nim zająć. Ja w tym czasie odbijałam ataki strzelców. Sam Lord widział – głos ani na chwile jej nie zadrżał – Nie jestem tego winna.
Przysłuchiwałem się rozmowie, co oni
knuli? Zakładniczka, ranny Pan i w dodatku szukają winnego tego
całego zajścia. Nie chciało mi się aż wierzyć w to co
widziałem. I chyba nie tylko ja byłem tego samego zdania.
Rozejrzałem się po łepkach, oni również nie wiedzieli co się
dzieje.
- Tak więc winna jest ta Panna – jasnowłosy przechodził dalej – Nie wiem czy znajdziesz coś na swoje usprawiedliwienie.
- Nie zdążyłam... - wydukała, była przeciwieństwem swojej koleżanki, ona nie potrafiła aż tak się postawić Feridowi.... nie jemu – Byłam o maly krok przed tamtą suką z Armii.
- To żadne wyjaśnienie – pokręcił głową na boki trzymając dłonie na bokach – Jakoś nie będzie mi Cie szkoda wiesz? Przez Ciebie zawiedliśmy prawie Krul.
- To nie moja wina... nie mogła być moja... - nie miała jak się wycofać – Robilam wszystko co w mojej mocy...
- Zabrać ją stąd. Jak będziemy na miejscu odbędzie się proces przeciwko jej spiskowaniu z wrogiem. Kiedy stanie przed oblicze Krul najpewniej zostanie stracona w trybie natychmiastowym – machnął ręką – Macie mi ją natychmiast zabrać. Nie chce jej widzieć na oczy. Jeszcze się dopuszcza eksperymentów na ludziach. Niedopuszczalne w świetle naszego prawa.
Nie wiedziałem co mam powiedzieć, nie
że nie chciałem. Ja pierwszy raz nie wiedziałem co mam powiedzieć.
Od tak ją skażą? Skąd mieli pewność do jej winności? Nie byłem
na polu walki, nie widziałem tego co się działo... aż tak
poważnie tak było? I jeszcze te oskarżenia o eksperymenty.
Znalezli na nią haka.
- Fiufiu – skomentował Rene – Czegoś takiego się nie robi.
Pokiwałem głową na znak zgody z nim.
Jeszcze by mnie o coś posądzili. Mi tego tylko brakowało.
~ Shinya
- Luna!
Wszelkie pytania skąd i dlaczego
odłoże na pózniej, porozmawiamy o tym jak będziemy w bezpiecznym
miejscu od tego. Tak nagle się pojawiła... i tak straciliśmy
Yuke... odbijemy ją. To jest pewne. Yoichi sprawdzał czy wszyscy
żyją, ja podszedłem do Gurena lecz on mnie od siebie odtrącił.
Zrozumiałem za pierwszym razem, nie musiał tego powtarzać. Nasz
samochód był niedaleko, przeniesienie ich nie zajmie aż tak dużo
czasu.
- Pomogę Ci Shinya – zaproponowała biorąc Mitsube – Guren raczej naszej pomocy nie potrzebuje... - nie mogła rozczytać z jego zachowania o co chodzi.
- Potrzebuje tylko nie chce ją przyjąć – podniósł Kimizukiego – Hej zostań i przypilnuj Yuu. Zaraz po niego wrócimy.
Yoichi zabral Shinoe ze sobą. Mały a
jednak pomocny. Szliśmy szybko do samochodu, nie wiedzieliśmy w
jakim oni są stanie. Po ułożeniu ich na siedzeniach z tyłu
zostawiłem dwójkę na straży i cofnąłem się po kolejną
dwójeczkę. Luna była miłym zaskoczeniem dzisiejszego dnia,
jedynym zaskoczeniem na tyle milym by można było się ucieszyc choć
przez ułamek sekundy. Będąc na miejscu wziąłem chlopaka, smutno
robiło mi się widząc przyjaciela w takim opłakanym stanie i
jeszcze tak upartego.
- Wszyscy przeżyli... - najsłabsze pocieszenie na świecie. Brawo toście... - Nie mamy powodów do obaw.
- Twoja laska wróciła więc stan liczbowy się zgadza? - szedł przy pomocy katany, miał ją zapakowaną aby jej nie zniszczyć zbytnio – Tak mało trzeba byś był uradowany. Jeszcze może tosty ze sobą przyniosła?
- Znajdziemy ją – rozumiałem go, dostał ją pod opiekę i wraca bez – Odbijemy z rąk wampirów. Możesz być tego pewny.
- Zamknij się pajacu.
Odpuściłem po raz kolejny. Był
podenerwowany a co za tym idzie żadna rozmowa nie wchodziła w grę.
Misja nie ukończona, prawie poginęliśmy i jeszcze straciliśmy
jedną osobę... braciszek Kureto zemści się na dowódcy. Nie
chciałbym być na jego miejscu...
W samochodzie sprawdziłem czy wszyscy
są zabezpieczeni. Guren siedział z rannymi z tyłu. Ja wraz z Luną
prowadziliśmy na zmianę. Jechaliśmy szybko i zmiana była co jakiś
czas potrzebna. Martwiłem się o ich stan.
- Muszę zapytać – odezwałem się przerywając ciszę będąc niedaleko wjazdu bo bazy – Skąd się tam wzięłaś?
- Uciekłam wampirom Shinya – odpowiedziała szczerze – Na życzenie Kureto przedostałam się w ich szeregi... dzisiaj mija ostatni dzień mojej misji.
- Nigdy nie zrozumiem na czym polega nasza walka... - zaczyło mnie to przerastać, macnąłem się po kieszeni, tościk dalej siedział na swoim miejscu. Guren się nie odzywał. Zasnął? Był wyczerpany, na pewno zasnął.
- Mam potrzebne informacje – wskazała na główkę – O ile się nie mylę będę wiedzieć gdzie ją zabrali.
- Pierw zadbajmy by oni przeżyli – brutalne lecz prawdziwe. Musieliśmy mieć kim wyruszyć na akcje ratowniczą. Nasza dwójka nie da rady wyciągnąć jej z łap krwiopijców.
~ Hikari
Byliśmy w dziwnej Posiadłości. To
znaczy ja widziałem zaledwie kawałek bowiem zostałam wrzucona do
lochu. Ja? Nic nie zrobiłam i jeszcze chcą mnie ukarać! Shirai
dziwka pieprzona... ratuje siebie kosztem innych... byłam
wszystkiemu niewinna. No ale kto za mną stanie? Crowley jest
wkurzony. Nikogo prócz naszej trójki nie było, ludzie nie będą
chcieli stanąc w mojej obronie, nawet nie mają jak. Zakładniczka
była ledwie przytomna kiedy to następowało. Była naprzeciwko mnie
skuta dość podobnie. Mi musieli zafundowac coś antywampirzego. Ona
wisiała normalnie, coś od niej Ferid musi chcieć.
- Obudz się!
Jakieś towarzystwo do wyjaśnienia
sprawy mi się przyda. Ona może będzie chciała porozmawiać? Nuda
dobije każdego prędzej czy pózniej... za co ja byłam kurwa
zamknięta?! Zamorduje ją jak nadazy się okazja.
~ Guren
Wizyta medyczna zaliczona, Kureto
wyjaśniłem wszystko. Zareagował niezbyt spokojnie lecz nie było
to to czego się spodziewałem. Luna wróciła wcześniej niż miała,
musiało się tam coś dziać skoro zdecydowała się skłócić
swoją misje i jej się bardziej oberwało za to niż mi za swoją
misje. Dopóki jest skupiony na niej mogę szykować plan ataku na
nich. Yuka jaka jest to jest... zostawanie jej samej nie wchodziło w
grę... strasznie mi nie pasowało. Porwana czyli nie żyje, można
ją skreślić tylko nikt z mojej grupy nie będzie chciał słuchać
i wyruszą po nią. Pomogę im ten jeden raz.
Leżąc na łóżku, zmuszony przez
rany. Nie mogłem przyspieszyć regeneracji, zauważyli by od razu.
Patrzyłem w sufit, planowałem po kolei każde zajście. Mahiru
próbowała mi pomagać, dopowiadała jak należy zaplanować skok.
Byłem tej dziewczynie winny ratunek. Wtedy wydała mi się być
słaba i niepotrzeba. Zostawiłem ją aby Armia nie musiała się
takim ścierwem zajmować. Ona mimo to wróciła. Dobrze
przyprowadzili ją... fakt próbowania przez nią powrotu był
ważniejszy. Przewróciłem się na strone mniej bolącą. Chorobowe
musi mi się szybko skończyć.
- Śpisz? - Shinya wbił do środka – Jak zwykle mam rozkazy od braciszka Kureto.
- Myślałem, że Luny na krok nie odstąpisz teraz – musiał.... odwróciłem się do niego przodem oraz podniosłem do pozycji siedzącej – Chorobowe nie pokrywa rozkazów. Wielka szkoda.
- Zamknęli ją w ośrodku badawczym. Wiesz wyciągają wszystko czego się dowiedziała pod ścisnął ochroną. Rozkazy są skierowane tylko do Ciebie – zamilkł – Guren to nie Twoja wina – znali się bardzo długo, wiele rzeczy zauważał po samym zachowaniu – Od kiedy wróciliśmy nie wychodzisz z pokoju.
- Planuje kolejną akcje. Bliżej mam tu do biurka niż w gabinecie i po raz kolejny powtarzam. Jestem na chorobowym – odłożyłem koperte na bok – Pózniej przeczytam co on ode mnie chce.
- Skoro ona potrafiła wrócić cała i zdrowa to tym bardziej Yukari wróci – uśmiechnął się pocieszająco – Jeszcze się zdążycie ze sobą nakłócić i pogodzić. Stracony czas szybko nadrobicie.
- Idz do ośrodka Pajacu. Twoja Panna na Ciebie czeka – wróciłem do leżenia na plecach, przecibólówki za długo nie trzymały.
- Luna nie jest moja – nie naciskał, wiedział jak bardzo potrzebny jest mu odpoczynek. Wyszedł chwile pózniej odgrażając się o tostach, wielkiej górze tostów.
Nie mam czasu... poderwałem się do
biurka. Zabierając ze sobą rozkaz. Otworzyłem kopertę i zasmiałem
się na jej zawartość.
- Czytasz mi w myślach Kureto.
Wsunąłem kartkę do kieszeni,
narzuciłem na siebie górę od munduru. Na biurku pozostawiłem list
mówiący o wyjeździe urlopowo-chorobowym. Tak jak narzucił
dowódca. Nasze intencje znacznie się od siebie różnią. Zażyłem
ostatnie krople z fiolki i ją również schowałem. Tyle musi mi
wystarczyć. Przypiąłem broń do pasa i szedłem do drzwi.
- Mahiru doczekałaś się.
Odparłem z radością w głosie
niezauważony próbowałem się wydostać z bazy. Kropelki już
zaczynały na mnie działać.